niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 4 - Pierwsi przyjaciele i wrogowie


Angie

- Hej, Pablo! Przyniosłam ci kawę! – zawołałam, wsunąwszy się do pokoju nauczycielskiego z dwoma kubkami w rękach.
- Cześć, Angie. – mój przyjaciel obrócił się na swoim fotelu i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Coś nie tak? – podeszłam uśmiechnięta do biurka i postawiłam na nim kubek z kawą.
- Zgadnij kto przyszedł wczoraj do Studio. – powiedział spokojnie, wciąż z tym samym wyrazem twarzy.
- Nie wiem. Kto? – podniosłam swój kubek do ust i pociągnęłam spory łyk ciepłego napoju.
- Niejaka Carolina, twoja siostrzenica. – oznajmił najspokojniej w świecie.
Obróciłam się i wyplułam gwałtownie kawę, po czym spojrzałam zszokowana na nowo mianowanego dyrektora szkoły.
- CO?!
- Tak. Dobrze usłyszałaś. Była porozmawiać z Beto o prywatnych zajęciach.
Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć, wpatrywałam się tylko tępo w Pablo, szukając na jego twarzy, w jego oczach choćby cienia kpiarskiego uśmiechu. Chciałam upewnić się, że nie stroi sobie ze mnie żartów. Wreszcie osunęłam się na jedno z krzeseł, uśmiechając się do siebie.
- A więc jednak. Mieli wrócić do Buenos Aires i naprawdę wrócili. Moja siostrzenica. Nareszcie mogę się z nią spotkać. – mamrotałam do siebie.
- Wreszcie się odważysz? – Pablo uśmiechnął się, opierając ręce o blat biurka.
Oprzytomniałam, podniosłam się gwałtownie z krzesła i zaczęłam chodzić tam i z powrotem po pomieszczeniu.
- Nie. Nie dam rady… Jeśli pójdę się z nią spotkać, Hernan znowu mi ją odbierze, wywiezie ją gdzieś, rozdzieli nas. Znowu…
- Zaczęło się… - westchnął mój przyjaciel.
- Ale taka jest prawda, Pablo! Gdy mnie zobaczy to na pewno spakują się i wylecą pierwszym lepszym samolotem byle dalej od Argentyny, ode mnie!
- Jesteś panikarą, Angie. Jak zawsze przesadzasz.
- Może odrobinę… - ponownie opadłam na krzesło. – To mówisz, że była u Beto? I co?
- Jak już mówiłem, chciała się dowiedzieć, czy mogłaby pobierać u niego prywatne lekcje.
- No tak, przecież nie zapisze się na egzaminy, bo jej ojciec na pewno by jej na to nie pozwolił. – prychnęłam. Pablo zamilkł, spoglądając na mnie znacząco.
- Wybacz. – uśmiechnęłam się do niego. – Mów dalej. Zgodził się?
- Powiedział jej, że się zastanowi, ale… - urwał.
- Ale co?
- Powiedziałem mu by ją przyjął. To też taka mała przysługa dla ciebie. – oparł głowę na dłoniach i uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z siebie.
- Czyli chociaż tutaj będę mogła ją widywać… - podsumowałam. – Dziękuję ci, Pablo! – wstałam i uściskałam przyjaciela, całując go w policzek. – Bardzo ci dziękuję.





Carolina

 Następnego dnia za cesarstwo chińskie, nie wiedziałam co miałam ze sobą robić. Bezsensownie włóczyłam się z kąta w kąt. Zabrawszy z kuchni jabłko podreptałam na kanapie i włączyłam telewizor. Znudzona przeskakiwałam z kanału na kanał, nie mogąc się zdecydować co obejrzeć. Moje dumania przerwał mi wujek.
- Przynoszę dobrą wiadomość! – zawołał, wchodząc do salonu.
- Jaką? W trybie natychmiastowym opuszczamy kraj? – zapytałam ironicznie.
- Hah, widzę, że komuś humor dziś dopisuje.
- Tiaa…to co to za wiadomość? – po raz kolejny wgryzłam się w aż za idealnie czerwoną skórkę jabłka.
- Ten twój nauczyciel… Roberto Be…Roberto Ben… - chyba nie umiał przypomnieć sobie nazwiska „mojego nauczyciela”.
- Beto. – przerwałam mu, przełknęłam kawałek owocu, który miałam w ustach i kontynuowałam. – Po prostu Beto.
- Ahm… - odchrząknął. – A więc ten twój nauczyciel, Beto, zgodził się aby udzielać ci lekcji prywatnych. – oznajmił wesoło, sprawiając tym samym, że zamarłam z jabłkiem w ustach i wreszcie odkleiłam wzrok od telewizora.
- Napłafdę? – zapytałam, wciąż z jabłkiem tkwiącym w mych ustach. Wyjęłam je więc szybko i powtórzyłam pytanie, tym razem wyraźnie. – Naprawdę?
- Naprawdę. – wuj przytaknął z uśmiechem.
Błyskawicznie zeskoczyłam z kanapy, podbiegłam do niego i uściskałam go z radości.
- Kiedy zaczynam?
- Już dzisiaj. Mamy tam być jeszcze przed przerwą obiadową, więc zaraz będziemy się zbierać.
- Okay, okay, muszę tylko jeszcze się przebrać i pozbierać, będę za moment! – krzyknęłam i pomknęłam na schody, wciąż dzierżąc niedojedzone jabłko w dłoni.

***

- Tak, tak, nie zapomnę. Na pewno zadzwonię przed powrotem do domu, nie masz się o co martwić. – zapewniałam wujka, wychodząc z samochodu.
- Miłych zajęć!
- Dziękuję! – odkrzyknęłam i niemal, że w podskokach ruszyłam do Studia.
Nagle jednak stanęłam, zamierając w bezruchu. Tak jakby czas się zatrzymał.
- Carolina! – usłyszałam ponownie swoje imię. Obróciłam lekko głowę i ujrzałam nikogo innego jak samego Leóna, zmierzającego w moją stronę. Zaklęłam w myślach.
- Czyli jednak Beto przystał na waszą propozycję? – zapytał z tym swoim uroczym uśmiechem.
- Tak. – potwierdziłam krótko.
- Świetnie – i jeszcze większy uśmiech… - to może po zajęciach wybierzemy się gdzieś razem, może do Restó, pobliskiego baru?
Och, losie, dlaczego mnie tak pokarałeś?! Dlaczego? No powiedz, co ja ci takiego zrobiłam?!
- Hmm… no nie wiem. Twojej dziewczynie może się to nie spodobać. – rzuciłam bardziej sarkastycznie, niż miałam zamiar.
- Ludmile? Czemu tak twierdzisz?
- Pomyślmy… jesteście wręcz taką idealną parą, a ty nagle proponujesz jakiejś nowej dziewczynie wspólne wyjście, we dwójkę? No wiesz, jej może się wydawać, że to coś więcej niż koleżeńskie kontakty. Na pewno będzie zazdrosna. Jeśli ci na niej zależy…
- Ona nie może mi zabronić kontaktów z innymi dziewczynami. – przerwał moją wypowiedź.
- Niby nie…ale chyba nie chcesz, żebyście się rozstali, prawda? – i znowu zabrzmiałam aż za bardzo sarkastycznie. Wyraz twarzy chłopaka drastycznie się zmienił. Poczułam dziwne ukłucie żalu, więc dodałam szybko:
- Sorry, ale śpieszę się na zajęcia. – odwróciłam się i już miałam odejść, gdy León złapał mnie za nadgarstek.
- Coś się stało? – zapytał. – Czy chodzi o wczorajsze spotkanie? Przepraszam cię za nią. Czasami bywa…nieznośna.
- Nie, nic się nie stało. Nie musisz przepraszać ani się niczym przejmować. – mruknęłam, starając się na niego nie patrzeć. – Przepraszam, ale naprawdę się śpieszę.
Tym razem już mnie nie zatrzymywał. Puścił mój nadgarstek i pozwolił oddalić się na zajęcia. Tak więc też zrobiłam, jednak towarzyszył mi przy tym smutek, którego nie rozumiałam. Albo nie chciałam rozumieć.


León

 Wpatrywałem się w plecy, odchodzącej dziewczyny. Podobnie jak wtedy, w parku, z tą różnicą, że dzisiaj towarzyszył mi smutek. Co ją ugryzło? Wcześniej się tak nie zachowywała… Czy to możliwe, żeby była zazdrosna o Ludmiłe? Tak jak, przynajmniej na to wygądało, Ludmiła była zazdrosna o nią? Chociaż co do tego drugiego nie jestem pewien. Ludmile równie dobrze mogło chodzić o pozycję, o jej „sławę”. Moje rozmyślania przerwała sama Ludmiła. Jak zwykle na powitanie cmoknęła mnie w policzek, przy okazji rozglądając się, czy ktoś to widział. Dopiero potem przeniosła wzrok na mnie.
- Hej, misiu! – zawołała tym swoim…z lekka piskliwym głosem. Wymusiłem uśmiech.
- Cześć, Ludmi.
- Czy coś się stało? – zmarszczyła brwi.
- Nie, skądże.
- To świetnie. Chodźmy na zajęcia, trzeba pokazać wszystkim, kto tu ma prawdziwy talent. – jak zwykle skromna Ludmiła mówiła jedynie i wyłącznie o sobie.
Objąłem ją w talii i udaliśmy się na zajęcia, a z nami milczący do tej pory Andres i Naty.




Carolina

  Bez większych problemów dotarłam do sali, w której nauczał Beto. Drzwi były otwarte, więc chciałam wejść, jednakże zatrzymałam się w progu. W sali bowiem, grupka uczniów właśnie najwyraźniej ćwiczyła lub prezentowała przed nauczycielem muzyki jakiś swój utwór.
Grupka uczniów składała się z dwóch dziewczyn, obu ciemnowłosych, z tym, że włosy jednej były czarne, drugiej natomiast brązowe oraz chłopaka w bluzie i czapce z daszkiem. Po krótkiej rozmowie, zabrali się do powtórnego zaśpiewania piosenki, która brzmiała następująco:

Si hay duda,
no hay duda.
La única verdad
está en tu corazón.

Si hay duda,
no hay duda.
Se hace claro el camino,
llegaré a mi destino.

Algo suena en mí,
algo suena en vos,
es tan distinto y fantástico.
Suena distinto,
baila tu corazón.
Mueve tu cuerpo, muévelo.

Encuentro todo en mi música
porque estoy siempre bailando.
Yo necesito que mi música
me diga que estoy buscando,
buscando en mí.

Si hay duda,
no hay duda.
La única verdad
está en tu corazón.

Si hay duda,
no hay duda.
Se hace claro el camino,
llegaré a mi destino.

Algo suena en mí,
algo suena en vos,
es tan distinto y fantástico.
Suena distinto,
baila tu corazón.
Mueve tu cuerpo, muévelo.

Encuentro todo en mi música
porque estoy siempre bailando.
Yo necesito que mi música
me diga que estoy buscando,
buscando en mí.


 Tym razem byli bardziej zadowoleni ze swojego wykonania, niż poprzednim razem. Muszę przyznać, że piosenka naprawdę mi się spodobała. Postąpiłam więc krok do przodu i zaczęłam klaskać w dłonie. Zaskoczona trójka poodwracała głowy w moją stronę.
- No hej. – uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie.
- O, jesteś już. – zauważył Beto, opuszczając nogi dotąd trzymane na biurku. Trójka uczniów wciąż wymieniała między sobą spojrzenia.
- Może was sobie przedstawię? – zaproponował nauczyciel, podchodząc do nas i stanął obok mnie. – Poznajcie proszę, moją nową uczennicę, Carolinę, jeśli dobrze pamiętam? – w odpowiedzi skinęłam mu głową, więc kontynuował. – A ty poznaj Francesce, Camile i Maxiego. – wskazał kolejno na czarnowłosą, brunetkę i chłopaka.
- Cześć, miło cię poznać. – jako pierwszy odezwał się Maxi, z uśmiechem podając mi rękę. Odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam jego dłoń.
- Hej. – odezwały się jednocześnie dziewczyny, również posyłając mi przyjazne uśmiechy.
- Nowa w Studiu? – zapytała Camila.
- Niestety nie. – westchnęłam.
- Będzie uczęszczała wyłącznie na moje zajęcia. – wyjaśnił za mnie Beto.
- Ah, to dlatego powiedziałeś, że jest nową twoją uczennicą.
- Dlaczego nie zapiszesz się do Studia? – zapytała zaciekawiona Francesca.
Hmm…wszyscy zadają mi to pytanie.
- Ja…nie mogę. Sprawy rodzinne, że tak powiem.
Wszyscy w trójkę jednocześnie pokiwali głowami i nie zadawali już więcej pytań. Nagle Beto klasnął w dłonie.
- No, czas zaczynać nasze zajęcia, więc muszę was niestety wyprosić. Jeśli chcielibyście sobie więcej porozmawiać, to możecie to zrobić po zajęciach.
- W sumie racja. – Camila wzruszyła ramionami. – Idziemy?
Pozostała dwójka skinęła głowami i ruszyła do wyjścia.
- Do zobaczenia później! – zawołali do mnie na odchodnym.
- Do zobaczenia! – odkrzyknęłam im. – Wydają się mili… - mruknęłam już bardziej do siebie.
- Bo są. – wtrącił się Beto. – Na pewno się zaprzyjaźnicie,
- Skoro tak pan mówi.
- Beto. Mów mi Beto.
- Dobrze, Beto. – uśmiechnęłam się do nauczyciela, co ten odwzajemnił. Wreszcie rozpoczęły się moje pierwsze zajęcia z muzyki.

***

 Zajęcia z Beto okazały się naprawdę przyjemne i ciekawe. Sam nauczyciel był nietypowy, ale w pozytywny sposób. Nim się spostrzegłam lekcja się skończyła i byłam wolna. No tak…tylko co ja mam robić? Zrezygnowana stwierdziłam, że i tak muszę wrócić do domu, bo nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym sama robić.
Wychodząc z sali, przetrząsałam torebkę w poszukiwaniu mojej komórki, kiedy to się z kimś zderzyłam.
- Patrz jak łazisz! – usłyszałam znajomy już skądś głos.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Ludmiłę, dziewczynę Leóna we własnej osobie.
- Sama też mogłabyś trochę uważać. – stwierdziłam obojętnie, mijając ją.
- Patrzę przed siebie, a nie pod nogi. – powiedziała, co sprawiło, że zatrzymałam się, spoglądając na nią.
- Wyjątkowo oryginalny żart. – uśmiechnęłam się kpiąco.
- Chyba czegoś nie zrozumiałaś. – podeszła do mnie powoli.
- Tak? Czego? – uniosłam jedną brew, krzyżując ramiona na piersiach.
- Możliwe, że nie zrozumiałaś o co mi wczoraj chodziło.
- Doprawdy? – byłam nawet odrobinę ciekawa, o co takiego tej blondynce może chodzić.
- Tak. Jestem dziewczyną Leóna. – oznajmiła po raz kolejny.
- Wiem to. I co w związku z tym?
- To… - spojrzała na mnie z wyższością. - …że masz się od niego odczepić.
- Czy ty mi grozisz? – spytałam rozbawiona.
- Może.
- Nie marnuj swojego czasu. Między mną a Leónem niczego nie ma i nie będzie. – zapewniłam ją oschle, po czym nie zwracając na nią więcej uwagi, wyszłam ze szkoły.
Zatrzymałam się na dziedzińcu i westchnęłam ciężko. Nie miałam jednak ochoty myśleć dłużej o Ludmile i Leónie. Chciałam zapomnieć.
Moje rozmyślania przerwał dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu. Niemalże podskoczyłam wystraszona. Szybko obróciłam się, obawiając się, że może to być León. Jednak szybko odetchnęłam z ulgą.
- Coś się stało? – zapytała Francesca.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. – dodała Camila.
- Aż tacy straszni jesteśmy? – zaśmiał się Maxi.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu się zamyśliłam. – zapewniłam, uśmiechając się.
- Skoro skończyłaś już zajęcia, to chciałabyś może iść z nami do Restó? – zapytała Camila.
Zawahałam się przez chwilę, ale szybko skinęłam głową. W sumie czemu nie?
- A więc w drogę! – zawołał Maxi i całą czwórką ruszyliśmy do baru, który, jak się okazało, należał do rodziny Francesci, a prowadził go jej brat – Luca. Dowiedziałam się również, że dziewczyna, tak jak jej brat, pochodzi z Włoch.
Droga do baru zajęła naprawdę mało czasu, gdyż ten znajdował się bardzo blisko szkoły. Zajęliśmy miejsca przy jednym ze stolików i złożyliśmy zamówienia. Zamówione przez nas koktajle przyniósł sam Luca, który okazał się strasznie towarzyską osobą.
Po chwili rozmawialiśmy już w spokoju, popijając nasze koktajle. Dowiedziałam się kilku rzeczy na temat każdego z moich rozmówców. Później rozmawialiśmy o Studiu, a ja znowu co raz bardziej żałowałam, że nie będę mogła chodzić na te wszystkie zajęcia. W końcu tematem naszej rozmowy stali się inni uczniowie…
- Radzę ci uważać na Ludmiłę i jej paczkę. – ostrzegła Francesca.
- O tak, to niezła żmija. – dodała Camila.
- Strzeż się jej jak ognia, a będziesz miała spokój. – stwierdził Maxi.
- Przed nią nie da się ustrzec. Wszędzie się panoszy i każdemu potrafi dać się we znaki.- odezwała się Camila.
- Tiaa…już miałam okazję się na nią natknąć. – mruknęłam popijając swój koktajl.
- O, o lisie mowa. – rzuciła Francesca, wskazując głową na wejście do baru.
- O wilku Fran, o wilku. – poprawiła ją Camila, a wszyscy podążyliśmy wzrokiem we wskazanym przez Włoszkę kierunku.
- Co za różnica? – prychnęła.
- Oto piekielna paczka w całej swej okazałości. – mruknął chłopak.
I faktycznie. Z blondynką weszły jeszcze trzy osoby. W tym León…
- Ta dziewczyna z czarnymi lokami to Naty.
- Poplecznik wiedźmy. – skomentowała Camila.
- Dziwnie wyglądający chłopak to Andres. – kontynuował Maxi. – A ten do którego Ludmiła się klei to León.
Owa paczka ruszyła dumnie przez bar, by zająć stolik mniej więcej naprzeciwko naszego. Spojrzenia moje i Leóna spotkały się na krótką chwilę. Szybko odwróciłam się i spuściłam wzrok na swoje dłonie.
- Coś się stało? – zapytała Włoszka.
- Nie, nic. – zapewniłam ją, uśmiechając się jak najweselej potrafiłam.
- No dobrze. Może zmienimy temat? – zaproponowała.
Wszyscy zgodnie skinęliśmy głowami. Wróciliśmy do rozmawiania o sobie. Każdy kolejno coś opowiadał. W końcu padło na mnie.
- No dalej opowiedz coś o sobie. Grasz? Tańczysz? Śpiewasz? – pytała Francesca.
- U Beto uczę się grać na klawiszach. Co do tańca i śpiewania…robię to, owszem, ale tylko gdy ojciec mnie nie widzi, ani nie słyszy.
- Dlaczego? Nie lubi muzyki? – zapytała tym razem Camila.
- Nie…to znaczy, kiedyś lubił. Ale teraz obawia się żebym nie skończyła tak jak moja siostra, żebym nie poszła w jej ślady. – widząc ich nierozumiejące spojrzenia, ciągnęłam. – Miała wielki talent, który odziedziczyła po naszej mamie. Niestety zginęła podczas jednego ze swoich występów, a ponieważ ja też kochałam muzykę, ojciec, że tak powiem, odciął mnie od niej. Przez jakiś czas całkowicie zabraniał mi nawet słuchać jakiejkolwiek muzyki, ale z czasem szedł na co raz większe ustępstwa. – skończyłam mówić i napiłam się swego koktajlu. Tym czasem moi nowi znajomi wpatrywali się we mnie, nie kryjąc przy tym zdumienia. Nic nowego.
- Przykro nam… - odezwała się czarnowłosa, niemal jednocześnie z Maxim.
- Mimo wszystko, twój ojciec nie postępuje najmądrzej. – wtrąciła się Camila. – Ale współczuję ci z powodu siostry. – dodała nieco ciszej, ściskając delikatnie moją dłoń.
- A co z twoją mamą? Mówiłaś, że to po niej odziedziczyłyście miłość do muzyki i talent? – zapytał Maxi.
- Co do talentu nie byłabym taka pewna, czy go posiadam. – uśmiechnęłam się krzywo. – A moja mama…hmm…ona również swoją karierę powiązała z muzyką. Gra, śpiewa. Niestety przez to rzadko kiedy ją widuje. Ale raz na jakiś czas przysyła mi różne paczki i listy albo zadzwoni, czy też jakoś inaczej się ze mną skontaktuje.
 Dalej rozmowa toczyła się gładko. Dobrze nam się ze sobą rozmawiało, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać. – uśmiechnęłam się do moich rozmówców przepraszająco, podnosząc się z miejsca. Przeszłam kilka kroków, stanęłam w kącie pomieszczenia i odebrałam.
- Tak?
- Carolina, gdzie jesteś? – usłyszałam głos ojca.
- Poszłam coś zjeść po zajęciach, chyba się nie gniewasz?
- Nie, nie…ale nie wróć za późno, dobrze?
- Dobrze, dobrze… - mruknęłam.
Po jeszcze kilku pytaniach tata wreszcie się rozłączył, więc wróciłam do stolika.
- No nie, nie mogę. – Maxi kręcił z niedowierzaniem głową.
- Coś się stało? – zapytałam, siadając.
- León się na ciebie patrzy. – wyjaśnił. – Co chwilę tu zerka.
- Jesteś pewien, że patrzy na mnie?
- Tak, gdy rozmawiałaś przez telefon, patrzył w twoim kierunku.
- Co zdecydowanie nie podoba się naszej królowej. – zaśmiała się Camila.
- Żebyś tylko nie miała z nią problemów. – zwróciła się do mnie Włoszka.
- Już mam. – jęknęłam. – Ehh, chyba już pójdę. Tata też już się zaczął niepokoić. – przewróciłam oczami.
- Szkoda. – skrzywiła się Francesca, chyba mówiąc szczerze. – Zobaczymy się jutro, w szkole? – zapytała już weselsza.
- Tak, pewnie. Zajęcia mam o tej samej porze co dzisiaj.
- Ale następnym razem będziesz musiała nam zaśpiewać. – oświadczyła Camila.
- No właśnie, wisisz nam rewanż za dzisiaj! – uśmiechnął się szeroko Maxi.
Zaśmiałam się.
- Jasne, nie ma sprawy. Do zobaczenia.
- Pa! – zawołali jednocześnie.
Uśmiechnęłam się, machając im, gdy wychodziłam z baru.
 Gdy wieczorem przysiadłam na łóżku, swoim zwyczajem wyjęłam pamiętnik i zaczęłam w nim pisać kolejną notkę.
 Dzisiejszy dzień nawet nie był taki zły. Pomijając oczywiście kolejne spotkanie z Ludmiłą. Cieszę się, że Beto zgodził się na prywatne lekcje dla mnie, ale ma to też swoje minusy. Niestety będę musiała widywać Leóna, więc nie wiem czy dane mi będzie o nim zapomnieć. W dodatku Ludmiła…z nią nie będzie łatwo. Mam nadzieję, że odpuści sobie gnębienie mnie z powodu…jej chłopaka.

 No dobrze, może jednak skupmy się na dobrych stronach dzisiejszego dnia. Poznałam kolejnych uczniów Studio 21 – Camilę, Francescę oraz Maxiego. Wydają się być naprawdę sympatycznymi osobami. Kto wie? Może nawet uda mi się z nimi zaprzyjaźnić? Przynajmniej mam taką nadzieję…

5 komentarzy:

  1. Na wstępie tylko napiszę, że Twojego bloga, odkryłam dopiero dzisiaj. Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale wydaję mi się, że bloggerzy, zwykle skupiają się na tych, nowo dodanych. Okay, już nie będę przedłużać :
    Przyznam, że bardzo spodobał mi się Twój styl pisania. Bardzo oryginalne było też, zmienienie głównej bohaterki. Sama Violetta, strasznie mnie denerwowała, ponieważ bez przerwy była niezdecydowana, i raniła tym osoby ze swojego otoczenia. Ciekawym rozwiązaniem, było też "uśmiercenie" siostry Caroliny.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za twój komentarz. Miło mi słyszeć (a raczej czytać), że podoba ci się to co piszę i jak piszę. ^ ^ Mam nadzieję, że będzie więcej takich osób oraz że spodobają ci sie następne rozdziały.

      Usuń
  2. piszesz poprostu znakomicie!mogła bym czytać bez końca niestety rozdział się skończył:( mam nadzieje że następny dodasz bardzo szybko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli odświerzysz, to jest już dodany rozdział 5 ;) I jestem w trakcie pisania 6 ^^

      Usuń
  3. kobietko skąd ty bierzesz te genialne rozdziały kocham twojego bloga

    OdpowiedzUsuń