Angie
- Hej, Pablo! Przyniosłam ci kawę! – zawołałam,
wsunąwszy się do pokoju nauczycielskiego z dwoma kubkami w rękach.
- Cześć, Angie. – mój przyjaciel obrócił się na
swoim fotelu i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Coś nie tak? – podeszłam uśmiechnięta do
biurka i postawiłam na nim kubek z kawą.
- Zgadnij kto przyszedł wczoraj do Studio. –
powiedział spokojnie, wciąż z tym samym wyrazem twarzy.
- Nie wiem. Kto? – podniosłam swój kubek do ust
i pociągnęłam spory łyk ciepłego napoju.
- Niejaka Carolina, twoja siostrzenica. –
oznajmił najspokojniej w świecie.
Obróciłam się i wyplułam gwałtownie kawę, po
czym spojrzałam zszokowana na nowo mianowanego dyrektora szkoły.
- CO?!
- Tak. Dobrze usłyszałaś. Była porozmawiać z
Beto o prywatnych zajęciach.
Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć,
wpatrywałam się tylko tępo w Pablo, szukając na jego twarzy, w jego oczach
choćby cienia kpiarskiego uśmiechu. Chciałam upewnić się, że nie stroi sobie ze
mnie żartów. Wreszcie osunęłam się na jedno z krzeseł, uśmiechając się do siebie.
- A więc jednak. Mieli wrócić do Buenos Aires i
naprawdę wrócili. Moja siostrzenica. Nareszcie mogę się z nią spotkać. –
mamrotałam do siebie.
- Wreszcie się odważysz? – Pablo uśmiechnął się,
opierając ręce o blat biurka.
Oprzytomniałam, podniosłam się gwałtownie z
krzesła i zaczęłam chodzić tam i z powrotem po pomieszczeniu.
- Nie. Nie dam rady… Jeśli pójdę się z nią
spotkać, Hernan znowu mi ją odbierze, wywiezie ją gdzieś, rozdzieli nas. Znowu…
- Zaczęło się… - westchnął mój przyjaciel.
- Ale taka jest prawda, Pablo! Gdy mnie zobaczy
to na pewno spakują się i wylecą pierwszym lepszym samolotem byle dalej od
Argentyny, ode mnie!
- Jesteś panikarą, Angie. Jak zawsze
przesadzasz.
- Może odrobinę… - ponownie opadłam na krzesło.
– To mówisz, że była u Beto? I co?
- Jak już mówiłem, chciała się dowiedzieć, czy
mogłaby pobierać u niego prywatne lekcje.
- No tak, przecież nie zapisze się na egzaminy,
bo jej ojciec na pewno by jej na to nie pozwolił. – prychnęłam. Pablo zamilkł,
spoglądając na mnie znacząco.
- Wybacz. – uśmiechnęłam się do niego. – Mów
dalej. Zgodził się?
- Powiedział jej, że się zastanowi, ale… -
urwał.
- Ale co?
- Powiedziałem mu by ją przyjął. To też taka
mała przysługa dla ciebie. – oparł głowę na dłoniach i uśmiechnął się
najwyraźniej zadowolony z siebie.
- Czyli chociaż tutaj będę mogła ją widywać… -
podsumowałam. – Dziękuję ci, Pablo! – wstałam i uściskałam przyjaciela, całując
go w policzek. – Bardzo ci dziękuję.
Carolina
Następnego dnia za cesarstwo chińskie, nie
wiedziałam co miałam ze sobą robić. Bezsensownie włóczyłam się z kąta w kąt.
Zabrawszy z kuchni jabłko podreptałam na kanapie i włączyłam telewizor.
Znudzona przeskakiwałam z kanału na kanał, nie mogąc się zdecydować co
obejrzeć. Moje dumania przerwał mi wujek.
- Przynoszę dobrą wiadomość! – zawołał, wchodząc
do salonu.
- Jaką? W trybie natychmiastowym opuszczamy
kraj? – zapytałam ironicznie.
- Hah, widzę, że komuś humor dziś dopisuje.
- Tiaa…to co to za wiadomość? – po raz kolejny
wgryzłam się w aż za idealnie czerwoną skórkę jabłka.
- Ten twój nauczyciel… Roberto
Be…Roberto Ben… - chyba nie umiał przypomnieć sobie nazwiska „mojego
nauczyciela”.
- Beto. – przerwałam mu, przełknęłam kawałek
owocu, który miałam w ustach i kontynuowałam. – Po prostu Beto.
- Ahm… - odchrząknął. – A więc ten twój
nauczyciel, Beto, zgodził się aby udzielać ci lekcji prywatnych. – oznajmił
wesoło, sprawiając tym samym, że zamarłam z jabłkiem w ustach i wreszcie
odkleiłam wzrok od telewizora.
- Napłafdę? – zapytałam, wciąż z jabłkiem
tkwiącym w mych ustach. Wyjęłam je więc szybko i powtórzyłam pytanie, tym razem
wyraźnie. – Naprawdę?
- Naprawdę. – wuj przytaknął z uśmiechem.
Błyskawicznie zeskoczyłam z kanapy, podbiegłam
do niego i uściskałam go z radości.
- Kiedy zaczynam?
- Już dzisiaj. Mamy tam być jeszcze przed
przerwą obiadową, więc zaraz będziemy się zbierać.
- Okay, okay, muszę tylko jeszcze się przebrać i
pozbierać, będę za moment! – krzyknęłam i pomknęłam na schody, wciąż dzierżąc niedojedzone
jabłko w dłoni.
***
- Tak, tak, nie zapomnę. Na pewno zadzwonię
przed powrotem do domu, nie masz się o co martwić. – zapewniałam wujka,
wychodząc z samochodu.
- Miłych zajęć!
- Dziękuję! – odkrzyknęłam i niemal, że w
podskokach ruszyłam do Studia.
Nagle jednak stanęłam, zamierając w bezruchu.
Tak jakby czas się zatrzymał.
- Carolina! – usłyszałam ponownie swoje imię.
Obróciłam lekko głowę i ujrzałam nikogo innego jak samego Leóna, zmierzającego
w moją stronę. Zaklęłam w myślach.
- Czyli jednak Beto przystał na waszą
propozycję? – zapytał z tym swoim uroczym uśmiechem.
- Tak. – potwierdziłam krótko.
- Świetnie – i jeszcze większy uśmiech… - to
może po zajęciach wybierzemy się gdzieś razem, może do Restó, pobliskiego baru?
Och,
losie, dlaczego mnie tak pokarałeś?! Dlaczego? No powiedz, co ja ci takiego
zrobiłam?!
- Hmm… no nie wiem. Twojej dziewczynie może się
to nie spodobać. – rzuciłam bardziej sarkastycznie, niż miałam zamiar.
- Ludmile? Czemu tak twierdzisz?
- Pomyślmy… jesteście wręcz taką idealną parą, a ty nagle proponujesz
jakiejś nowej dziewczynie wspólne wyjście, we dwójkę? No wiesz, jej może się
wydawać, że to coś więcej niż koleżeńskie
kontakty. Na pewno będzie zazdrosna. Jeśli ci na niej zależy…
- Ona nie może mi zabronić kontaktów z innymi
dziewczynami. – przerwał moją wypowiedź.
- Niby nie…ale chyba nie chcesz, żebyście się
rozstali, prawda? – i znowu zabrzmiałam aż za bardzo sarkastycznie. Wyraz
twarzy chłopaka drastycznie się zmienił. Poczułam dziwne ukłucie żalu, więc dodałam
szybko:
- Sorry, ale śpieszę się na zajęcia. –
odwróciłam się i już miałam odejść, gdy León złapał mnie za nadgarstek.
- Coś się stało? – zapytał. – Czy chodzi o
wczorajsze spotkanie? Przepraszam cię za nią. Czasami bywa…nieznośna.
- Nie, nic się nie stało. Nie musisz przepraszać
ani się niczym przejmować. – mruknęłam, starając się na niego nie patrzeć. –
Przepraszam, ale naprawdę się śpieszę.
Tym razem już mnie nie zatrzymywał. Puścił mój
nadgarstek i pozwolił oddalić się na zajęcia. Tak więc też zrobiłam, jednak
towarzyszył mi przy tym smutek, którego nie rozumiałam. Albo nie chciałam
rozumieć.
León
Wpatrywałem się w plecy, odchodzącej
dziewczyny. Podobnie jak wtedy, w parku, z tą różnicą, że dzisiaj towarzyszył
mi smutek. Co ją ugryzło? Wcześniej się tak nie zachowywała… Czy to możliwe,
żeby była zazdrosna o Ludmiłe? Tak jak, przynajmniej na to wygądało, Ludmiła
była zazdrosna o nią? Chociaż co do tego drugiego nie jestem pewien. Ludmile
równie dobrze mogło chodzić o pozycję, o jej „sławę”. Moje rozmyślania
przerwała sama Ludmiła. Jak zwykle na powitanie cmoknęła mnie w policzek, przy
okazji rozglądając się, czy ktoś to widział. Dopiero potem przeniosła wzrok na
mnie.
- Hej, misiu! – zawołała tym swoim…z lekka
piskliwym głosem. Wymusiłem uśmiech.
- Cześć, Ludmi.
- Czy coś się stało? – zmarszczyła brwi.
- Nie, skądże.
- To świetnie. Chodźmy na zajęcia, trzeba
pokazać wszystkim, kto tu ma prawdziwy talent. – jak zwykle skromna Ludmiła
mówiła jedynie i wyłącznie o sobie.
Objąłem ją w talii i udaliśmy się na zajęcia, a
z nami milczący do tej pory Andres i Naty.
Carolina
Bez
większych problemów dotarłam do sali, w której nauczał Beto. Drzwi były
otwarte, więc chciałam wejść, jednakże zatrzymałam się w progu. W sali bowiem,
grupka uczniów właśnie najwyraźniej ćwiczyła lub prezentowała przed
nauczycielem muzyki jakiś swój utwór.
Grupka uczniów składała się z dwóch dziewczyn,
obu ciemnowłosych, z tym, że włosy jednej były czarne, drugiej natomiast
brązowe oraz chłopaka w bluzie i czapce z daszkiem. Po krótkiej rozmowie,
zabrali się do powtórnego zaśpiewania piosenki, która brzmiała następująco:
Si hay
duda,
no hay
duda.
La
única verdad
está en tu corazón.
Si hay duda,
no hay
duda.
Se hace
claro el camino,
llegaré a mi destino.
Algo suena en mí,
algo
suena en vos,
es tan
distinto y fantástico.
Suena
distinto,
baila
tu corazón.
Mueve
tu cuerpo, muévelo.
Encuentro
todo en mi música
porque
estoy siempre bailando.
Yo
necesito que mi música
me diga
que estoy buscando,
buscando
en mí.
Si hay
duda,
no hay
duda.
La
única verdad
está en tu corazón.
Si hay duda,
no hay
duda.
Se hace
claro el camino,
llegaré a mi destino.
Algo suena en mí,
algo
suena en vos,
es tan
distinto y fantástico.
Suena
distinto,
baila
tu corazón.
Mueve
tu cuerpo, muévelo.
Encuentro
todo en mi música
porque
estoy siempre bailando.
Yo
necesito que mi música
me diga
que estoy buscando,
buscando en mí.
Tym razem
byli bardziej zadowoleni ze swojego wykonania, niż poprzednim razem. Muszę
przyznać, że piosenka naprawdę mi się spodobała. Postąpiłam więc krok do przodu
i zaczęłam klaskać w dłonie. Zaskoczona trójka poodwracała głowy w moją stronę.
- No hej. – uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie.
- O, jesteś już. – zauważył Beto, opuszczając
nogi dotąd trzymane na biurku. Trójka uczniów wciąż wymieniała między sobą
spojrzenia.
- Może was sobie przedstawię? – zaproponował
nauczyciel, podchodząc do nas i stanął obok mnie. – Poznajcie proszę, moją nową
uczennicę, Carolinę, jeśli dobrze pamiętam? – w odpowiedzi skinęłam mu głową,
więc kontynuował. – A ty poznaj Francesce, Camile i Maxiego. – wskazał kolejno
na czarnowłosą, brunetkę i chłopaka.
- Cześć, miło cię poznać. – jako pierwszy
odezwał się Maxi, z uśmiechem podając mi rękę. Odwzajemniłam uśmiech i
uścisnęłam jego dłoń.
- Hej. – odezwały się jednocześnie dziewczyny,
również posyłając mi przyjazne uśmiechy.
- Nowa w Studiu? – zapytała Camila.
- Niestety nie. – westchnęłam.
- Będzie uczęszczała wyłącznie na moje zajęcia.
– wyjaśnił za mnie Beto.
- Ah, to dlatego powiedziałeś, że jest nową twoją uczennicą.
- Dlaczego nie zapiszesz się do Studia? –
zapytała zaciekawiona Francesca.
Hmm…wszyscy
zadają mi to pytanie.
- Ja…nie mogę. Sprawy rodzinne, że tak powiem.
Wszyscy w trójkę jednocześnie pokiwali głowami i
nie zadawali już więcej pytań. Nagle Beto klasnął w dłonie.
- No, czas zaczynać nasze zajęcia, więc muszę
was niestety wyprosić. Jeśli chcielibyście sobie więcej porozmawiać, to możecie
to zrobić po zajęciach.
- W sumie racja. – Camila wzruszyła ramionami. –
Idziemy?
Pozostała dwójka skinęła głowami i ruszyła do
wyjścia.
- Do zobaczenia później! – zawołali do mnie na
odchodnym.
- Do zobaczenia! – odkrzyknęłam im. – Wydają się
mili… - mruknęłam już bardziej do siebie.
- Bo są. – wtrącił się Beto. – Na pewno się
zaprzyjaźnicie,
- Skoro tak pan mówi.
- Beto. Mów mi Beto.
- Dobrze, Beto. – uśmiechnęłam się do
nauczyciela, co ten odwzajemnił. Wreszcie rozpoczęły się moje pierwsze zajęcia
z muzyki.
***
Zajęcia z
Beto okazały się naprawdę przyjemne i ciekawe. Sam nauczyciel był nietypowy,
ale w pozytywny sposób. Nim się spostrzegłam lekcja się skończyła i byłam
wolna. No tak…tylko co ja mam robić? Zrezygnowana stwierdziłam, że i tak muszę
wrócić do domu, bo nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym sama robić.
Wychodząc z sali, przetrząsałam torebkę w
poszukiwaniu mojej komórki, kiedy to się z kimś zderzyłam.
- Patrz jak łazisz! – usłyszałam znajomy już
skądś głos.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Ludmiłę,
dziewczynę Leóna we własnej osobie.
- Sama też mogłabyś trochę uważać. –
stwierdziłam obojętnie, mijając ją.
- Patrzę przed siebie, a nie pod nogi. –
powiedziała, co sprawiło, że zatrzymałam się, spoglądając na nią.
- Wyjątkowo oryginalny żart. – uśmiechnęłam się
kpiąco.
- Chyba czegoś nie zrozumiałaś. – podeszła do
mnie powoli.
- Tak? Czego? – uniosłam jedną brew, krzyżując
ramiona na piersiach.
- Możliwe, że nie zrozumiałaś o co mi wczoraj
chodziło.
- Doprawdy? – byłam nawet odrobinę ciekawa, o co
takiego tej blondynce może chodzić.
- Tak. Jestem dziewczyną Leóna. – oznajmiła po
raz kolejny.
- Wiem to. I co w związku z tym?
- To… - spojrzała na mnie z wyższością. - …że
masz się od niego odczepić.
- Czy ty mi grozisz? – spytałam rozbawiona.
- Może.
- Nie marnuj swojego czasu. Między mną a Leónem
niczego nie ma i nie będzie. – zapewniłam ją oschle, po czym nie zwracając na
nią więcej uwagi, wyszłam ze szkoły.
Zatrzymałam się na dziedzińcu i westchnęłam
ciężko. Nie miałam jednak ochoty myśleć dłużej o Ludmile i Leónie. Chciałam
zapomnieć.
Moje rozmyślania przerwał dotyk czyjejś dłoni na
moim ramieniu. Niemalże podskoczyłam wystraszona. Szybko obróciłam się,
obawiając się, że może to być León. Jednak szybko odetchnęłam z ulgą.
- Coś się stało? – zapytała Francesca.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. – dodała
Camila.
- Aż tacy straszni jesteśmy? – zaśmiał się Maxi.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu się
zamyśliłam. – zapewniłam, uśmiechając się.
- Skoro skończyłaś już zajęcia, to chciałabyś
może iść z nami do Restó? – zapytała Camila.
Zawahałam się przez chwilę, ale szybko skinęłam
głową. W sumie czemu nie?
- A więc w drogę! – zawołał Maxi i całą czwórką
ruszyliśmy do baru, który, jak się okazało, należał do rodziny Francesci, a
prowadził go jej brat – Luca. Dowiedziałam się również, że dziewczyna, tak jak
jej brat, pochodzi z Włoch.
Droga do baru zajęła naprawdę mało czasu, gdyż
ten znajdował się bardzo blisko szkoły. Zajęliśmy miejsca przy jednym ze
stolików i złożyliśmy zamówienia. Zamówione przez nas koktajle przyniósł sam
Luca, który okazał się strasznie towarzyską osobą.
Po chwili rozmawialiśmy już w spokoju, popijając
nasze koktajle. Dowiedziałam się kilku rzeczy na temat każdego z moich
rozmówców. Później rozmawialiśmy o Studiu, a ja znowu co raz bardziej
żałowałam, że nie będę mogła chodzić na te wszystkie zajęcia. W końcu tematem
naszej rozmowy stali się inni uczniowie…
- Radzę ci uważać na Ludmiłę i jej paczkę. –
ostrzegła Francesca.
- O tak, to niezła żmija. – dodała Camila.
- Strzeż się jej jak ognia, a będziesz miała
spokój. – stwierdził Maxi.
- Przed nią nie da się ustrzec. Wszędzie się
panoszy i każdemu potrafi dać się we znaki.- odezwała się Camila.
- Tiaa…już miałam okazję się na nią natknąć. –
mruknęłam popijając swój koktajl.
- O, o lisie mowa. – rzuciła Francesca,
wskazując głową na wejście do baru.
- O wilku Fran, o wilku. – poprawiła ją Camila,
a wszyscy podążyliśmy wzrokiem we wskazanym przez Włoszkę kierunku.
- Co za różnica? – prychnęła.
- Oto piekielna paczka w całej swej okazałości.
– mruknął chłopak.
I faktycznie. Z blondynką weszły jeszcze trzy
osoby. W tym León…
- Ta dziewczyna z czarnymi lokami to Naty.
- Poplecznik wiedźmy. – skomentowała Camila.
- Dziwnie wyglądający chłopak to Andres. –
kontynuował Maxi. – A ten do którego Ludmiła się klei to León.
Owa paczka ruszyła dumnie przez bar, by zająć
stolik mniej więcej naprzeciwko naszego. Spojrzenia moje i Leóna spotkały się
na krótką chwilę. Szybko odwróciłam się i spuściłam wzrok na swoje dłonie.
- Coś się stało? – zapytała Włoszka.
- Nie, nic. – zapewniłam ją, uśmiechając się jak
najweselej potrafiłam.
- No dobrze. Może zmienimy temat? –
zaproponowała.
Wszyscy zgodnie skinęliśmy głowami. Wróciliśmy
do rozmawiania o sobie. Każdy kolejno coś opowiadał. W końcu padło na mnie.
- No dalej opowiedz coś o sobie. Grasz?
Tańczysz? Śpiewasz? – pytała Francesca.
- U Beto uczę się grać na klawiszach. Co do
tańca i śpiewania…robię to, owszem, ale tylko gdy ojciec mnie nie widzi, ani
nie słyszy.
- Dlaczego? Nie lubi muzyki? – zapytała tym
razem Camila.
- Nie…to znaczy, kiedyś lubił. Ale teraz obawia
się żebym nie skończyła tak jak moja siostra, żebym nie poszła w jej ślady. –
widząc ich nierozumiejące spojrzenia, ciągnęłam. – Miała wielki talent, który
odziedziczyła po naszej mamie. Niestety zginęła podczas jednego ze swoich
występów, a ponieważ ja też kochałam muzykę, ojciec, że tak powiem, odciął mnie
od niej. Przez jakiś czas całkowicie zabraniał mi nawet słuchać jakiejkolwiek
muzyki, ale z czasem szedł na co raz większe ustępstwa. – skończyłam mówić i
napiłam się swego koktajlu. Tym czasem moi nowi znajomi wpatrywali się we mnie,
nie kryjąc przy tym zdumienia. Nic nowego.
- Przykro nam… - odezwała się czarnowłosa,
niemal jednocześnie z Maxim.
- Mimo wszystko, twój ojciec nie postępuje
najmądrzej. – wtrąciła się Camila. – Ale współczuję ci z powodu siostry. –
dodała nieco ciszej, ściskając delikatnie moją dłoń.
- A co z twoją mamą? Mówiłaś, że to po niej
odziedziczyłyście miłość do muzyki i talent? – zapytał Maxi.
- Co do talentu nie byłabym taka pewna, czy go
posiadam. – uśmiechnęłam się krzywo. – A moja mama…hmm…ona również swoją
karierę powiązała z muzyką. Gra, śpiewa. Niestety przez to rzadko kiedy ją
widuje. Ale raz na jakiś czas przysyła mi różne paczki i listy albo zadzwoni,
czy też jakoś inaczej się ze mną skontaktuje.
Dalej
rozmowa toczyła się gładko. Dobrze nam się ze sobą rozmawiało, gdy nagle
zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać. – uśmiechnęłam się
do moich rozmówców przepraszająco, podnosząc się z miejsca. Przeszłam kilka
kroków, stanęłam w kącie pomieszczenia i odebrałam.
- Tak?
-
Carolina, gdzie jesteś? – usłyszałam głos ojca.
- Poszłam coś zjeść po zajęciach, chyba się nie
gniewasz?
- Nie,
nie…ale nie wróć za późno, dobrze?
- Dobrze, dobrze… - mruknęłam.
Po jeszcze kilku pytaniach tata wreszcie się
rozłączył, więc wróciłam do stolika.
- No nie, nie mogę. – Maxi kręcił z
niedowierzaniem głową.
- Coś się stało? – zapytałam, siadając.
- León się na ciebie patrzy. – wyjaśnił. – Co
chwilę tu zerka.
- Jesteś pewien, że patrzy na mnie?
- Tak, gdy rozmawiałaś przez telefon, patrzył w
twoim kierunku.
- Co zdecydowanie nie podoba się naszej
królowej. – zaśmiała się Camila.
- Żebyś tylko nie miała z nią problemów. –
zwróciła się do mnie Włoszka.
- Już mam. – jęknęłam. – Ehh, chyba już pójdę.
Tata też już się zaczął niepokoić. – przewróciłam oczami.
- Szkoda. – skrzywiła się Francesca, chyba
mówiąc szczerze. – Zobaczymy się jutro, w szkole? – zapytała już weselsza.
- Tak, pewnie. Zajęcia mam o tej samej porze co
dzisiaj.
- Ale następnym razem będziesz musiała nam
zaśpiewać. – oświadczyła Camila.
- No właśnie, wisisz nam rewanż za dzisiaj! –
uśmiechnął się szeroko Maxi.
Zaśmiałam się.
- Jasne, nie ma sprawy. Do zobaczenia.
- Pa! – zawołali jednocześnie.
Uśmiechnęłam się, machając im, gdy wychodziłam z
baru.
Gdy
wieczorem przysiadłam na łóżku, swoim zwyczajem wyjęłam pamiętnik i zaczęłam w
nim pisać kolejną notkę.
Dzisiejszy dzień nawet
nie był taki zły. Pomijając oczywiście kolejne spotkanie z Ludmiłą. Cieszę się,
że Beto zgodził się na prywatne lekcje dla mnie, ale ma to też swoje minusy.
Niestety będę musiała widywać Leóna, więc nie wiem czy dane mi będzie o nim
zapomnieć. W dodatku Ludmiła…z nią nie będzie łatwo. Mam nadzieję, że odpuści
sobie gnębienie mnie z powodu…jej chłopaka.
No dobrze, może jednak
skupmy się na dobrych stronach dzisiejszego dnia. Poznałam kolejnych uczniów
Studio 21 – Camilę, Francescę oraz Maxiego. Wydają się być naprawdę
sympatycznymi osobami. Kto wie? Może nawet uda mi się z nimi zaprzyjaźnić?
Przynajmniej mam taką nadzieję…
Na wstępie tylko napiszę, że Twojego bloga, odkryłam dopiero dzisiaj. Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale wydaję mi się, że bloggerzy, zwykle skupiają się na tych, nowo dodanych. Okay, już nie będę przedłużać :
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że bardzo spodobał mi się Twój styl pisania. Bardzo oryginalne było też, zmienienie głównej bohaterki. Sama Violetta, strasznie mnie denerwowała, ponieważ bez przerwy była niezdecydowana, i raniła tym osoby ze swojego otoczenia. Ciekawym rozwiązaniem, było też "uśmiercenie" siostry Caroliny.
Pozdrawiam! :)
Dziękuję bardzo za twój komentarz. Miło mi słyszeć (a raczej czytać), że podoba ci się to co piszę i jak piszę. ^ ^ Mam nadzieję, że będzie więcej takich osób oraz że spodobają ci sie następne rozdziały.
Usuńpiszesz poprostu znakomicie!mogła bym czytać bez końca niestety rozdział się skończył:( mam nadzieje że następny dodasz bardzo szybko :D
OdpowiedzUsuńJeśli odświerzysz, to jest już dodany rozdział 5 ;) I jestem w trakcie pisania 6 ^^
Usuńkobietko skąd ty bierzesz te genialne rozdziały kocham twojego bloga
OdpowiedzUsuń